books on my mind

poniedziałek, 18 lipca 2022

Malgorzata Witko "Wyrka"

 


Jest taka kraina, w której wszystko jest idealne. Czas tam płynie spokojnie, wszystko jest prostsze, łatwiejsze i takie dobre, Myśląc o niej czujemy ciepło w sercu i wiemy, ze właśnie tam, właśnie w tamtym czasie jesteśmy na właściwym miejscu. To kraina dzieciństwa i naszych wspomnień. I takim właśnie miejscem jest dla bohaterów książki Małgorzaty Witko „Wyrka” – mała wieś na Wołyniu.
W tej książce trudno jest wskazać głównego bohatera. Tu każdy jest ważny, a bohaterem jest ta kresowa społeczność. Żyje ona zgodnie z prawami natury, we wzajemnej sympatii i szacunku. Do tej społeczności trafia nowe małżeństwo nauczycieli – Zosia i Michał. Bez trudu odnajdują się w Wyrce. Szybko zdobywają aprobatę miejscowych. Wyrczanie, mimo, że mieszkają na wsi, to nie są potomkami chłopów, a miejscowej szlachty, Kultywują dawne obyczaje, a w ich żyłach płynie miłość do polskości i przekazywane z pokolenia na pokolenie wartości. Nic nie zwiastuje zbliżającej się tragedii.

Pierwsza część książki, to scenki rodzajowe z życia kresowej wsi. Rozdziały, jak w “Chłopach” Reymonta, noszą nazwy por roku. Autorka barwnie opisuje miejscowe obyczaje i szczegóły z życia ówczesnych Kresowian. Maluje piękny, idylliczny obraz raju utraconego. W drugiej części powieści nazwy rozdziałów zmieniają się na Burza, Noc i w końcu Dzień. Wydarzenia stają się mroczne i straszne.
Czytałam wiele opisów wydarzeń na Wołyniu. Są one niewątpliwie dramatyczne i makabryczne, jednak często zdarzało się, że zmieniały się w wypunktowaną listę upiorności. W ten sposób czytelnik tracił z oczu ofiary, widział tylko kolejne koszmary. U Małgorzaty Witko wygląda to inaczej. Zachowała ona szacunek do swoich bohaterów, nie epatuje zbędną makabrą, ale też nie “rozmywa” tego, co się zdarzyło. To trudna sztuka, tym bardziej, że “Wyrka” powstała na podstawie wspomnień prawdziwych osób, mieszkańców tej kresowej wsi.

Książkę Małgorzaty Witko czyta się bardzo dobrze. Napisana jest w równym, ładnym stylu. Nie wiem, czy autorka ma na koncie inne książki, czy jest to jej debiut. Jeśli to pierwsza wydana powieść, to trudno to wyczuć. Styl jest dojrzały. Widać, jak wiele serca autorka włożyła w tę książkę, jak drobiazgowe informacje zbierała i jak ważne jest dla niej, żeby przekazać to czytelnikowi.
Bardzo zainteresowały mnie dalsze losy Kresowian. Straszny los, jaki zgotowała im historia i polityka. Wiara tych ludzi w Polskę, chęć powrotu do macierzy i ból po utracie swojego raju, swojej ziemi i dobytku.
Książka Małgorzaty Witko wciąga od pierwszej strony. Przeczytałam ja na raz. Ujęła mnie szacunkiem do tego utraconego świata. Jedynym minusem tej książki jest okładka. Jest zupełnie nieadekwatna do treści. Przyznam, że w tym przypadku powiedzenie “Nie oceniaj książki po okładce” jest bardzo na miejscu. Szkoda, bo wiele osób może zrezygnować z lektury właśnie z tego powodu.
I jeszcze jedno przemyślenie na koniec. Może to nie jest dobry polityczne czas na tę książkę, jednak pamięć o naszej historii nie powinna mieć wpływu na szacunek i współczucie wobec innych krzywdzonych obecnie narodowości.


Tekst dla Szczecinczyta.pl

czwartek, 18 października 2018

Luca D'Andrea "Lissy"



Włochy, lata siedemdziesiąte. Marlene, żona bogatego i wpływowego przestępcy Herr Wegenera  stwierdza, że musi zmienić swoje życie. Zabiera coś, co ma dla męża wielką wartość i ucieka. Ma misterny, wyliczony, co do sekundy, plan. Przemyślała wszystko. Wie, że ma tylko jedną szansę, bo wkrótce wyruszy za nią pościg. Jednak życie pisze nieprzewidziane scenariusze. Plan Marlene w jednej chwili legł w gruzach. Na krętej, leśniej, ośniezonej drodze jej samochód wpada w poślizg. Ranną, nieprzytomną kobietę odnajduje człowiek z gór - Simon Keller. Zabierają ją do swojej samotni. Kim jest tajemniczy mężczyzna i czy rzeczywiście mieszka tam sam?
Przyznam szczerze, że sam opis z okładki do mnie nie przemawiał. Brzmiał dość banalnie, jak nie z mojej "bajki". Jednak autorowi "Istoty zła" trudno się opierać. Byłam bardzo ciekawa tego, co napisał. Dlatego zdecydowałam sie na lekturę. Otworzyłam na pierwszej stronie i zupełnie wpadłam. 
Po przeczytaniu opisu pomyślałam, że wszystko to już widziałam - piękną, uciekającą żonę kryminalisty i tajemniczego człowieka z gór. Jednak to był tylko wstęp do przedziwnej fabuły, która może zaskoczyć każdego. Lubię opowiadać jej zarys znajomym i patrzeć na ich reakcję. Robią ogromne oczy. To wszystko razem tworzy wspaniałą całość!
Pisząc "Lissy" Luca d'Andrea inspirował się przepełnionymi okrucieństwem baśniami braci Grimm. Większość akcji rozgrywa się w zaśnieżonych górach, w małej chatce, zawieszonej gdzieś między światami. Wszystko tu toczy się inaczej, poza ludzkim prawem.  Wszyscy tam wydają się żyć w spokojnym, nieco sennym i lunatycznym stylu, nawet jeśli właśnie popełniają okrutne morderstwo. Każdego z bohaterów poznajemy wraz z tą częścią ich przeszłości, która ich ukształtowała (szczególnie zaintrygowała mnie historia Herr Wegenera). Tu nic nie bierze się z niczego. Wszystko, co robią bohaterowie wynika z tego, kim są. Każdy z nich wydaje się pionkiem na wielkiej szachownicy życia. Ich losy musiały się przeciąć, żeby dopełniło się ich przeznaczenie. I jeśli komuś pisana jest śmierć, to ktoś musi go zastąpić. Wszechświat nie lubi pustki. 
Po świetnej "Istocie zła", "Lissy" jest jeszcze lepsza. Pan d'Andrea ma we mnie fankę i z pewnością czytać będę każdą z jego mrocznych opowieść. Według opisów "Lissy" jest thillerem. Myślę, że jest. Jak już wspomniałam, ma grimmowy, dziwny i mroczny klimat. Jednak dla mnie jest także wspaniałą opowieścią o ludzkich losach i o miłości, poczuciu winy, odkupieniu. O nieuronności pewnych rzeczy w naszym życiu i o umiejętności przyjmowania tego, co nas spotyka z godnością. 

Luca d'Andrea, Lissy, W.A.B., 2018, s. 400

poniedziałek, 23 lipca 2018

Paulina Młynarska "Jesteś wędrówką"



Mam wiele szacunku i sympatii dla pani Pauliny  Młynarskiej. Jest ona dziennikarką, felietonistką, autorką książek, ale także dojrzałą, mądrą kobietą. Dzięki swojej odwadze, zamiłowaniu do podróży i ciekawości świata znalazła ona swoją drogę w życiu. Jest organizatorką wyjazdowych warsztatów Miejsce Mocy. Odbywają się one w egzotycznych, mistycznych miejscach. Są to połączone zajęcia jogi, medytacje, ale przede wszystkim czas, jaki każda kobieta może poświecić sobie. Bardzo przemawia do mnie idea kobiecego wsparcia i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pojechać na jeden z warsztatów. Póki co, znajduję sobie wymówki :)
W swojej najnowszej książce "Jesteś wędrówką" Paulina Młynarska zachęca czytelniczki, żeby wyszły ze swojej strefy komfortu i wyruszyły na poszukiwanie siebie. Nie ma tu na myśli plażowania w najmodniejszych, przepełnionych kurortach, ale zanurzanie się w klimat odwiedzanego miejsca. Autorka snuje opowieść o wielkiej podróży po Europie, którą odbyła jako dziecko z mamą i siostrą. Poznajemy trudne początki emigracji 16-letniej Pauliny do Paryża. A potem kolejne przystanki w drodze ku dojrzałości. Szczególnie ważna jest dla mnie uwaga o znajdowaniu przyjemności w każdym z elementów wyprawy. Nie liczy się tylko cel, ale liczy się również droga. Żadna minuta spędzona na docieraniu do punktu docelowego nie jest stracona. Możemy smakować ją i czerpać z tego radość. Autorka dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat modnych turystycznych miejscowości, motywacji  i określania swoich podróżniczych preferencji, czy niezbędnego ekwipunku. Mamy też rozdział poświęcony planowaniu podróży dookoła świata. Na koniec autorka rekomenduje inspirujące blogi o tematyce podróżniczej. 
Z całą sympatią dla Pauliny Młynarskiej, ale nie do końca rozumiem cel, w jakim ta książka powstała. Nie jest to typowy poradnik motywacyjny, ani praktyczny przewodnik po planowaniu podróży. Zawiera sporo wskazówek, jednak nie jest to nic, czego nie znaleźlibyśmy w sieci. Rozdział o planowaniu podróży dookoła świata jest zaczerpnięty z jednego z polecanych blogów. Całość czyta się sympatycznie. Jest jak gawęda podczas wieczornego spotkania przyjaciół, przetykana dość oczywistymi radami. Jeśli taki był cel, to został osiągnięty. Niestety mam wrażenie, że pisanie szło, jak po grudzie. Nie ma w tym lekkości i pazura znanego z felietonów pani Pauliny. No i niestety jedna rzecz autorka w negatywny sposób pisze o osobach oceniających innych. W tej samej części książki bezpardonowo ocenia i szufladkuje innych uczestników zajęć jogi. Paradoks? Brak konsekwencji? Szkoda. 
Podsumowując, zawsze warto przeczytać książkę i wyrobić sobie o niej opinię. "Jesteś wędrówką" jest sympatycznym drogowskazem do radości podróżowania. Całość okraszona jest zdjęciami uśmiechniętej autorki. Bardzo cieszę się, że znalazła ona swoje miejsce w życiu. Jeśli jednak mamy do wyboru wydać 28 zł na tę książkę, to, idąc za radą autorki, lepiej odłożyć je na konto przyszłej podróży.

Paulina Młynarska, Jesteś wędrówką, Prószyński i S-ka, 2018, s. 256

wtorek, 17 lipca 2018

Stephen King "Outsider"



To morderstwo wstrząsnęło społecznością Flint City. Jedenastoletni Frank Peterson stał się ofiarą brutalnego pedofila. Co gorsza, wszystko wskazuje, że mordercą jest znany i szanowany trener szkolnej drużyny baseballowej Terry Maitland. Mężczyzna całe życie spędził we Filnt City. Jest przykładnym mężem i kochającym ojcem dwóch dziewczynek. Jak to jest możłiwe, że osoba tak lubiana i godna zaufania okazuje się drapieżnikiem?
Dla miejscowego detektywa Ralph Anderson ta sprawa ma bardzo osobisty wymiar - Terry trenował kiedyś jego syna. Dowody są jednoznaczne. Trenera widziało wielu świadków. Zachowywał się tego dnia dość nietypowo. Na miejscu zbrodni znalezniono odciski palców podejrzanego. Wkrótce okazuje się, że ślady DNA również potwierdzają jego winę. Dlatego Ralph decyduje się na aresztowanie trenera w czasie bardzo ważnego meczu, na oczach wszystkich mieszkańców miasta. Ku zaskoczeniu detektywa i prokuratora okazuje się, że Terry Maitland ma żelazne alibi. Potwierdzają je świadkowie i ... odciski palców. Czy możliwe jest, żeby ktoś był w dwóch miejscach jednocześnie?
Najbardziej lubię w powieściach Stephena Kinga misternie odmalowany małomiasteczkowy klimat - najbardziej ten z dawnych powieści mistrza. W najnowszych powieściach nie czuję już tego dreszczyku zanurzania się w atmosferę miejsca. Akcja "Outsidera" jest osadzona we Flint City. Każdy tu zna każdego, a życie toczy się niespiesznie. I mimo, iż pozornie jest to w stylu Kinga, to jednak mam wrażenie, jakbym zamiast oryginalnego obrazu oglądała jego rzemieślniczą kopię. Sam autor chyba ma tego świadomość, ponieważ w posłowiu tłumaczy się z tego, że akcję umieścił w stanie Oklahoma, którego atmosfery do końca nie czuje.
Powieść "Outsider" odnosi się do serii o panu Mercedesie. Z serią łączy go postać Holly Gibney. Jeśli ktoś nie zna tej serii, to powinien liczyć się z tym, że King zakłada, że je czytaliśmy. Po pierwsze mamy tu spoilery. Drugą rzeczą jest sama Holly. Postać tę poznajemy w poprzednich książkach i tam została dokładnie przedstawiona. Jeśli zaczniemy od "Outsidera", to trudno nam będzie zrozumieć tę postać. Zachowuje się ona irracjonalnie, jest roztrzęsiona i nieco zdziecinniała. Zupełnie nieprzekonująca. To taka pisarska droga na skróty. Pozostałe postacie są nieco jednowymiarowe, czarno-białe. Chyba najbardziej polubiłam prokuratora okręgowego z niesfornymi włosami Billa Samuelsa.
Sam pomysł na fabułę jest dobry. King oparł go na starej legendzie. Początek czyta się bardzo dobrze. Powieść wciąga od pierwszego zdania. Byłam bardzo ciekawa, jak autor rozwiąże tą zagadkę. Sam wątek Holly i relacji pomiędzy nią, a Ralphem jakoś mnie nie przekonuje. Miało być głęboko i emocjonalnie, jednak bez podkładu w postaci poprzednich części jest abstrakcyjnie.
Czy warto czytać "Outsidera"?  Z pewnością tak! To gratka dla fanów pisarza. Jednak jeśli ktoś nie jest na bieżąco z jego kolejnymi powieściami, to powinien zacząć czytać trzy powieści wcześniej. Uważam, że powinno się tę książkę oznaczyć jako kolejną część pana Mercedesa, a przynajmniej jako spin-off.


Stephen King, Outsider, Prószyński i S-ka, 2018, s. 640
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Tekst dla Szczecinczyta.pl